Recenzja filmu

Miara człowieka (2015)
Stéphane Brizé
Vincent Lindon
Karine de Mirbeck

Józef K. jest mechanikiem

Weteran Vincent Lindon jest wyborny w roli Thierry'ego. Język ciała, mimika, sposób poruszania się, skupiony wzrok: wszystko pracuje tu na zniuansowaną, dojrzałą rolę. Bohater, z iście
Oryginalny tytuł filmu, "La loi du marché", to w wolnym tłumaczeniu "Prawa rynku". Angielski – "The Measure of Man" – oznacza oczywiście "Miarę człowieka". Kłopoty z translacją są w tym przypadku odzwierciedleniem centralnej, fabularnej przewrotki: oto utrzymana w duchu kina braci Dardenne historia mężczyzny szukającego pracy staje się naraz opowieścią o jej moralnym wymiarze.

Gdy w pierwszej scenie widzimy bohatera w pośredniaku, karty wydają się rozdane: ot, będziemy obserwować powolną degradację marzeń Bogu ducha winnego szaraka z klasy robotniczej. Ale za dużo w mężczyźnie tłumionego gniewu, za dużo buzujących emocji, by to status quo utrzymać przez cały seans. Mechanik Thierry dowiaduje się od urzędnika, że kurs, który właśnie przeszedł, pójdzie na marne – mimo odpowiednich kwalifikacji, nie dostanie pracy. Thierry wychodzi wściekły, ale się nie poddaje. Prowadzi jeszcze jedną rozmowę, tym razem przez Skype'a: specjalista od rekrutacji najpierw zmusza go do przyjęcia niższego stanowiska i adekwatnej płacy, by następnie całkowicie wykluczyć mężczyznę ze stawki potencjalnych kandydatów. Emocjonalna intensywność nakręconej w jednym ujęciu sceny daje niezłe pojęcie o atmosferze całego filmu: choć brakuje w nim formalnych szaleństw, to twardy realizm wymaga od nas sporej wytrzymałości.

Reżyser Stéphane Brizé składa swój film ze skrawków codzienności Thierry'ego. Bohater sprząta mieszkanie, siada do kolacji z żoną, robi zakupy, rozmawia z kolegami po fachu. Leitmotivem  są sceny kursu tańca, będące prostą i celną metaforą jego sytuacji: Thierry ma problemy z tempem, próbuje dostosować krok, co chwilę się gubi i wciąż wraca do "zadania" z coraz większą determinacją. Gdy w końcu otrzyma posadę ochroniarza w supermarkecie, Brizé rozszerzy swoją perspektywę na krytykę całego francuskiego socjalu i panoramiczny obraz społeczeństwa: w końcu to właśnie centrum handlowe jest miejscem, w którym przecinają się ścieżki przedstawicieli wszystkich stanów i zawodów.

Weteran Vincent Lindon jest wyborny w roli Thierry'ego. Język ciała, mimika, sposób poruszania się, skupiony wzrok: wszystko pracuje tu na zniuansowaną, dojrzałą rolę. Bohater, z iście kafkowskiej figury, człowieka będącego ofiarą nieprzeniknionego systemu, staje się nagle siłaczem, walczącym o godność w pełnym ekonomicznych dysproporcji społeczeństwie. Jego przemiana – pokazana z empatią, ale bez ckliwości – to największa wartość surowego, humanistycznego poematu Brizé.
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones